"Uśmiech wrócił, bo przecież z jednej podróży wraca się przede wszystkim po to, aby móc zacząć przygotowywać się i cieszyć na następną.

Bo życie to musi być podróż."



Śledź Japończyka na fejsbuku!
https://www.facebook.com/najaponczyka


czwartek, 25 września 2014

Gdy nie ma się planów na weekend...to może Brunei?

Gdy lądowałem w Bandar Seri Begawan (stolicy Sultanatu Brunei), nie wiedziałem czego tak naprawdę się spodziewać. Nie jest to z pewnoscia turystyczna Mekka i jedyna informacja, powtarzana zresztą jak mantra, ostrzegała, że Brunei jest miejscem drogim.

Pomysł aby się tam wybrać zrodził się dość spontanicznie. Mianowicie na trasie z Indonezji do Chin zaplanowałem kilkudniową przerwę w stolicy Malezji - Kuala Lumpur. Liczyłem, że uda mi się w tym czasie zobaczyć coś więcej w Malezji niż tylko osławioną stolicę. Bardzo popularny w tej części świata tani przewoźnik - AirAsia - ogłosił jednak promocję i za bilet powrotny na Borneo cena była więcej niż kusząca. 

Budżet jednak nie rozpieszczał; postanowiliśmy więc spać na plaży, ciesząć się z miękkiego podłoża i kojącego szumu morza.... Z lotniska chcieliśmy złapać stopa, a że w tym kraju podobno przypada 3.2 auta na obywatela, nie powinno być z tym ciężko. Żaden autostopowicz nie powinien nigdy wybrzydzać  na markę samochodu jakim się go zabiera, więc komentarze w stylu "nie ma gwiazdy? nie ma JAZDY" nie idą w parze z takim rodzajem podróżowania.... mnie się jednak zatrzymało już pierwsze auto... no i było z gwiazdą :). 


Wysiedliśmy już w pobliżu stolicy, tuż obok  największego meczetu na Borneo - Jame Asr, który z daleka wcale nie wyglądał imponująco.




Jednak im bliżej, tym efekt bardziej zapierający dech w piersiach:













Postanowiliśmy zaoszczędzić na komunikacji miejskiej i pójść pieszo do centrum. Jedyna droga to autostrada, która nie ma chodnika... Tak więc szybki marsz poboczem i używanie zjazdów etc:).


Idąc jednak można zaobserować więcej ... np.: BOMBA, czyli straż pożarna:


Centrum to tam gdzie znajdują się galerie handlowe i najbardziej znany zabytek Brunei - meczet Imara:









Równikowa wieczorna ulewa nie odbiera meczetowi iny odrobiny piękna i majestatu:

Pod tym meczet spotkaliśmy podróżników z Europy. Niezobowiązująca rozmowa dostarczyła nam ciekawych informacji... np. o tym, że Brunei jest krajem ... tanim! Hostele oferują dobre warunki w rozsądnej, nawet jak na Azję, stawkach; jedzienie jest prawie za darmo, a komunikacja miejska .... bezpłatna. Okazuje się, że zrobienie dobrego rozpoznania przed odwiedzeniem jakiegoś kraju jest konieczne.

Drugi dzien zaczęlismy od zwiedzania Kampung Ayer, czyli wioski wodnej - "Wenecji Brunei", historycznego centrum Brunei, ulokowanej na palach. Później zaś wycieczka łódką do dżungli, gdzie widzieliśmy stada nosaczy (małp z wielkimi nosami, ale niestety za daleko, by zrobić dobre zdjęcie), jaszczurki, warany i czaple. Życie dżungli jest głośne:














Po tak intensywnym dniu zasłużyliśmy na chwilę relaksu... A że nasz hostel miał basen...



Brunei to państwo, którego podstawą bogactwa jest ropa. Przepych widać na każdym kroku. Ponieważ to sułtanat, a więc miejsce skrajnie islamskie,  nie można tutaj kupić alkoholu, nie istnieją też inne miejsca kultu (oprócz światyni chińskiej), oraz wszędzie można zobaczyć i usłyszeć język arabski:





Wieczorem poszliśmy jeszcze raz zobaczyć meczet Jame Asr. Warto było. Gra świateł, fontanny, głosy modlących się ludzi. Nie można wyobrazić sobie lepszego pożegnania z krajami islamskimi, jak zachwycić się mistyczną atmosferą Jame Asr.

Architektonicznie meczet ten przedstawia zarówno losy Brunei (np liczba schodów - 29, odpowiada ilości sułtanów, itd), jak i dogmaty islamu (ilość fontann odpowiada liczbie modlitw w ciągu dnia, itd). Dla nas, laików, zwiedzanie go było niesamowitym doświadczeniem.













Ostatni poranek w Brunei spędziliśmy w muzeach. Później powrót do Kuala Lumpur na 13 godzin, a rano Chiny... I przeskok z +35 na -5 stopni....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz