"Uśmiech wrócił, bo przecież z jednej podróży wraca się przede wszystkim po to, aby móc zacząć przygotowywać się i cieszyć na następną.

Bo życie to musi być podróż."



Śledź Japończyka na fejsbuku!
https://www.facebook.com/najaponczyka


niedziela, 14 września 2014

Katar, czyli kilkanaście godzin w zupełnie innym świecie.

W styczniu 2014r. wracałem po kilku miesiącach na Dalekim Wschodzie do domu. Udało się tak ustawić loty, żeby mieć kilkanaście godzin dla siebie w stolicy Kataru, Ad Douha. 

Formalności na lotnisku zajmują tylko chwilę, a za wizę można zapłacić kartą (ok. 70zł). 

Ze znajdującego się na lotnisku punktu obsługi turystów wzięłam całą masę materiałów o mieście i kraju. Pierwsze zdanie z jednego przewodników już wzbudziło niepokój: "perhaps because of the summer heat,or maybe because everybody can afford a luxury car, walking is not a common mode of transport in Qatar." (Może z powodu upału, a może dlatego, że każdego stać na luksusowy samochód, chodzenie nie jest popularne w Katarze.)
To prawda. Z położonego niemal w centrum miasta lotniska wiedzie paropasmowa droga, przy której nie ma w ogóle chodnika. To żaden problem, bo i tak co chwilę jakiś kierowca zatrzymywał się i proponał podwózkę. Przechodzenie przez Corniche (główną drogę miasta) może być kłopotliwe poza światłami. Jednak zupełnie nie rozumiem dlaczego wszyscy ostrzegali mnie przed szalonym stylem jazdy. 
Na szczęście na wysokości plaży zaczyna się promenada i wszelkie problemy same się rozwiązują.


Hmm... "plaży". Gdy już zobaczyłem wody Zatoki Perskiej, parę żaglowek i "plażę" to postanowiłem "sprawdzić czy słone". Szybko pożałowałem. To co wziąłem za złote piaski, okazało się być portowym syfem. Oczywiście bagaż został na lotnisku więc nie było się jak i gdzie przebrać.... Na szczeście nieopal był ... kanał kanalizacyjny odprowadzający wodę z jednego z biurowców. Nie ma to jak zacząć zwiedzanie miasta od kąpieli w szlamie i kanale, by potem chodzić w mokrych butach przez cały dzień i z zapachem zdechłej ryby zmieszanym ze smarem....



 gdzieś z drogi

Głównym celem mojej wizyty w Dausze było Muzeum Sztuki Islamskiej. Obiekt został oddany do użytku końcem 2008r. sam w sobie stanowi perłą islamskiej architerktury, z zachowaniem niezbędnego umiaru.

 wejście


 zdobione Korany

 ceramika

 Z dziedzińca Muzeum można podziwiać wspaniałą 
linię współczesnego centrum finansowego...

... a przeszklona ściana daje ciekawy efekt od środka.




 W Muzeum spędziłem kilka godzin.
Zachód słońca nadał temu miejscu dodatkowej magii:




Kolejnym bardzo charakterystycznym miejscem jest Katarskie Centrum Kultury Islamskiej FANAR. Jest to rządowa instytucja, której jednym z głównym celów jest ułatwienie asymilacji imigrantom. Organizowane są m.in. darmowe kursy języka arabskiego oraz dla zainteresowanych kursy kultury i teologii islamskiej. Wieża Fanaru, a właściwie minaret tutejszego meczetu, góruje majestatycznie nad całym starym miastem.


Bazar główny starego miasta nazywa się Souq Waqif i składa się tak na niego parę urokliwych uliczek, pełnych malutkich restauracyjek, kramików z ulicznym jedzeniem i drogich sklepów. By lepiej oddać klimat tego miejsca opowiem historyjkę, która mi się zdarzyła. Gdy wróciłem na Souq Waqif już późnym wieczorem, stwierdziłem, że nie jestem w stanie się oprzeć tym zapachom i muszę jednak spróbować coś zjeść. Nie chciałem wymieniać ani wyciągać z bankomatu pieniędzy, gdyż nie wiedziałem ile, a też bez sensu przywozić z sobą riale do Polski. Problem w tym, że uliczne kramy nie obsługiwały kart. Sprzedawczyni zorientowała się w czym rzecz; nałożyła mi wszystkiego po trochę (i już się najadłem), a następnie nałożyła wielką porcję trzech które wskazałem za moje ulubione. Oczywiście nie oczekując żadnej zapłaty. Nie spodziewałem się takiej gościnności. Znalazłem bankomat, wypłaciłem jeden banknot (ok 40zł), wróciłem celem uregulowania należności. Sprzedawczyni zaczęła się bardzo śmiać, skomentowała coś do koleżanki; ta wzięła ode mnie banknot i zaczęła wydawać resztę. Tymczasem sprzedawczyni przygotowała dla mnie jeszcze jedną porcję na wynos, dołożyła napój i trochę słodyczy. Dostałem resztę w wysokości ok. 35.50zł. 
Jedzenie oczywiście nie było tak tanie; ale po prostu Pani chciała mieć gest :).

Część zdjęć pochodzi z wikipedii (moja bateria już umierała.):






Rządzący Katarem emir Tamim bin Hamad al Thani ma obecnie 34 lata. Na tronie zasiada od 25 czerwca 2013r. Pałac emira, położony w pobliżu Souq Waqif, jest jedną z największych rezydencji któlewskich na świecie. Składa się nie tylko z części mieszkalnej (widocznej na poniższym zdjęciu), ale również z Meczetu Narodowego, a także (otwartych dla turystów) stajni królewskich - domu dla najczystrzej krwi koni (prawie każdego konia można od razu kupić, a boksy mają rozrysowaną genealogię zwierzęcia i podaną cenę) oraz sokolniki, gdzie przetrzymywane są królewskie ptaki łowieckie.


Dla wielu Doha pozostanie tylko nudnym zbiorowiskiem drapaczy chmur, gdzie nie ma niczego ciekawego. Uboższym i mniejszym Dubajem. Mnie ujęła jednak uśmiechem i życzliwością swoich mieszkańców, atmosferą dobrobytu oraz spokojnej przyszłości. 



Dla mnie jednak to kilkanaście godzin stanowiło podróż jakby w inną galaktykę. Inna kultura, język, kuchnia i mentalność sprawiły, że już w Dausze zrozumiałem, że czteromiesięczna azjatycka przygoda się kończy; że prosto z tego miasta na pustyni czeka mnie śnieg, polska zima i powrót do codzienności.... Powrót na lotnisko pełen był właśnie takich myśli.

Mniej więcej w tym miejscu promenady, co to myślałem, że obok jest plaża, usiadłem i zjadłem jedzenie z paczki na wynos. Uśmiech wrócił, bo przecież z jednej podróży wraca się przede wszystkim po to, aby móc zacząć przygotowywać się i cieszyć na następną. 



Bo życie to musi być podróż. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz