"Uśmiech wrócił, bo przecież z jednej podróży wraca się przede wszystkim po to, aby móc zacząć przygotowywać się i cieszyć na następną.

Bo życie to musi być podróż."



Śledź Japończyka na fejsbuku!
https://www.facebook.com/najaponczyka


środa, 27 sierpnia 2014

Never Ending Peace And Love - opowieść nepalska. cz. I

Gdy jako dzieciak patrzyłem na mapę świata, intrygował mnie taki zabawny klin wrzucony pomiędzy dwie olbrzymie plamy Chin i Indii. Taki kraj o zabawnym kształcie i lokalizacji. Nepal.
Później dowiedziałem się zdecydowanie więcej: że Himalaje, że Budda się tam urodził, że dużo atrakcji,  że kuchnia całkiem smaczna, a ludzie bardzo sympatyczni. 

Jednak gdy postanowiłem przejechać Nepal w całości, przekraczając granice zachodnią i wschodnią (a nie jak większość turystów południową), nie wiedziałem czego tak naprawdę oczekiwać. Dlatego też bardzo się ucieszyłem na wiadomość, że Paweł do mnie dołączy, przynajmniej jakiś czas pojeździmy razem. 

przebyta trasa

Dojazd do przejścia granicznego w Banbasie nie jest łatwy. Nie jest to przejście graniczne oblegane przez turystów, a już na pewno takich, którzy nie dysponują swoim środkiem transportu. Ja zdecydowałem się na taką konfigurację: 
Rishikesz -- (tuktuk) --> Haridwar -- (pociąg) --> Bareilly -- (autobus) --> Philibhit -- (autobus) --> Banbasa miasto -- (ryksza) --> granica (pieszo) -- (dach terenówki) --> Mahendranagar.

Na granicy nepalski urzędnik emigracyjny zaprosił mnie na herbatę i pogadankę, podczas gdy wniosek wizowy podlegał rozpoznaniu. Zawiązała się taka rozmowa:
A: "Dlaczego chcesz do Nepalu?" 
Ja: "Bo słyszałem, że to najpiękniejszy kraj na świecie."
A: "To akurat prawda. Ale dlaczego chcesz akurat teraz? Zbliżają się wybory. Komuniści zamkną wszystkie drogi. Nie będziesz miał czym jeździć. Będą strzelać. Na pewno Cię okradną."

Muszę przyznać, że trochę się przestraszyłem i postanowiłem tę chwilę oczekiwania na przyjazd Pawła (napotkał małe problemy, które zaskutkowały 2dniowym opóźnieniem) wykorzystać na porządne rozpoznanie sprawy.


 droga do granicy po stronie indyjskiej

 granica na rzece (kanale) Sarda

 Mahendranagar - pierwsze miasto po nepalskiej stronie granicy

Do hotelu gdzie mieszkałem w Mahendranagarze około 2h po moim zameldowaniu przyszła policja, obudziła mnie i zaczęła pytać dla jakich mediów pracuję. Jak zacząłem zaprzeczać i tłumaczyć, że jestem zwykłym turystą to nie uwierzyli. Nie wyglądało to kolorowo. I tak wpadali raz na czas sprawdzić co u mnie. 
Jednak gdy przyjechał Paweł to trochę nalegałem, żebyśmy pomimo jego zmęczenia ruszyli na wschód. 

podróż na dachu autobusu

Pierwszym celem był Park Narodowy Bardia - miejsce na tyle oddalone od głównych szlaków turystycznych, że wciąż zachowujące swój unikatowy charakter. Spotkania z (nie zawsze) dzikimi zwierzętami są na każdym kroku. Nie udało nam się jednak podczas naszego pieszego safari zobaczyć tygrysa.... Miejsce to ma sporadycznie elektryczność, bieżącą wodę a nawet Internet! To były dobre dni.

 nasza chatka w dżungli

 wejście do parku







 centrum ratunkowe słoni


Kolejny nocleg w okropnym hotelu w miejscowości Butwal. Robactwo, krew na ścianach, zabijana koza i smród byłem w stanie nawet całkiem dobrze znieść. Jednak ta liczba komarów spowodowała, że praktycznie nie zmrużyłem oka. Jak tylko gdzieś się odkryłem to cięły, a jak siedziałem w kokonie to się gotowałem.... Lumbini - miejsce urodzenia Buddy - było tego warte! 

Znajduje się cała masa świątyń - każda dla innego odłamu buddzymu. Sprawia to, że w kilka minut można przenieść się ze Sri Lanki do Japonii, z Mongolii do Myanmaru, z Korei do Tajlandii. 
 świątynia nadbudowana nad miejscem urodzenia Buddy 
a obok jeden z filarów Aśioki.


Prawdziwym celem chyba każdego wyjazdu do Nepalu są góry. Dla nas pierwszy kontakt z ośnieżonymi szczytami Himalajów przypadł podczas zwiedzania góry Manakamana. Zwiedzania góry? Tak, ponieważ na szczycie, do którego prowadzi kolejka linowa, znajduje się jedna z najważniejszych świątyń hinduskiej bogini Bhagwati. To o tyle specyficzne, że w zamian za zwiększenie szans na posiadanie męskiego potomka, w ofierze składa się tutaj zwierzęta. W kasach biletowych kolejki linowej można kupić bilet dla kozy. Niestety zawsze w jedną stronę. Widoki ze szczytu Manakamany zaparły nam dech w piersiach. Wtedy do nas dotarło: TO SIĘ DZIEJE NAPRAWDĘ! HIMALAJE!

 turyści może i przepłacają,
ale przynajmniej jadą w dwie strony....






Będac w Nepalu nie sposób nie pojechać do Pokhary. To istna Mekka wszystkich podróżników. Po ponad tygodniu jeżdzenia poza szlakami turystycznymi, płynięcie z prądem było przez chwilę całkiem przyjemne. 

Pokhara ma wszystko czego można sobie wymarzyć. Cudne widoki na Annapurnę, a zwłaszcza na Machhapuchhare, bliskość dolin himalajskich, jezioro Phewa, Pagoda Pokoju i dobra baza noclego-żywieniowa sprawiają, że ciężko przewidzieć ile czasu powinno się tutaj zostać. Ci, którzy ruszają na ścieżki swoich tras chętnie słuchają opowieści i rad tych, którzy właśnie wrócili.To prawdziwy kiermasz informacji. 

Nawet Ci, co nie zamierzają wielkich wędrówek powinni wybrać się na górę Sarangkot. Widoki są wręcz niesamowite! Warto jednak wybrać się tam na wschód słońca, gdyż później kapryśna i skromna Annapurna często okrywa się chmurami.

 jezioro Phewa

 Machhapuchhare górująca nad miastem


 ta niższa góra to Sarangkot, wyższa - jedne z wierzchołków Annapurny

A oto kilka ujęć z obu naszych wizyt na Sarangkocie:



 skoki paralotniatskie to główny sposób "zejścia" z Sarangkotu do miasta. 


Kto mówił, że skuterami nie dary jeździć offroad?!
Nam jeździło się doskonale!
W okolicach Pokhary stoi też jedna z Pagód Pokoju.


No i na koniec części pierwszej dwa zdjęcia jak Nepalczycy opanowali PR.
Napis pierwszy z jednej z restauracji w Pokharze: Desery: życie jest niepewne - zjedz deser póki co. 

Napis drugi zaś tłumaczy skąd się wzięła nazwa kraju: Nepal to kraj niekończących się pokoju i miłości. I w pełni się z tym zgadzam.

To dopiero połowa relacji z tej podróży po Nepalu. Na część II zapraszam już niebawem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz